Płaszcz wyprałam w programie "Pranie ręczne. Wełna". Wyszedł z tej przygody bez szwanku i zagnieceń, czysty i pachnący. Powiesiłam go w łazience blisko kaloryfera ; może wyschnie i jutro będę mogła się wystroić.
Mój syn "nawrócił się". Życzy sobie być u mnie, poskarżył mi się trochę na tatę, co przyjęłam na pozór spokojnie, ale ścisnęło mi się serce. Jednocześnie poczułam radość i ulgę, że wciąż mnie kocha i potrzebuje, i zaczyna mnie oceniać swoim rozumem, a nie oczami ludzi mi niechętnych. Czuję się wynagrodzona za wszystkie wyrzeczenia ostatnich lat. Jak zawsze zapewniłam go, że moje drzwi są dla niego zawsze otwarte i że nigdy go nie zostawię.
Odważyłam się dzisiaj na samotny spacer z kijkami. Peszyły mnie trochę spojrzenia przechodniów, ale postanowiłam nic sobie z tego nie robić. Szło się rytmicznie i raźno, aż się spociłam. Już się cieszę na myśl o wspólnym "kijkowaniu" z moim sąsiadem, bo nie ma to jak uprawiać sport w towarzystwie. Wczoraj właśnie odezwał się do mnie w tej sprawie, obiecując, że gdy tylko zyska trochę wolnego czasu, wybierze się razem ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz