czwartek, 10 marca 2016

Ciężka dola

Korci mnie opisać sprawę mojej siostry, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele. Dość, że dowiedziałam się dzisiaj, że w swoim dosyć długim już zwiazku doświadcza przemocy psychicznej i niestety, fizycznej.

Smutno mi i przykro. Żal mi jej. Wściekła jestem na opieszałość i lekceważącą postawę instytucji powołanych do pomocy. Maltretowana kobieta nie jest jej pozbawiona, ale ile trudu kosztuje uzyskanie jej! Wiem coś o tym i ja, choć, Bogu dzięki, oszczędzone mi zostały rękoczyny.

Przed chwilą znowu rozmowa z koleżanką ze studium bibliotekarskiego. Odnalazłyśmy się po latach na Facebooku i czasami do siebie pisujemy. Tańczyłam kilkanaście lat temu na jej góralskim weselu, cieszyłam się jej szczęściem. Dziś mąż pije i niejednokrotnie bronili ją przed nim synowie, sami jeszcze niedorośli, ale duzi i silni.

Tak, wiem, trzeba zwracać uwagę na sygnały ostrzegawcze, nie pozwolić się źle traktować, ale jak ciężko wyrwać się z małżeńskiej pułapki, jak trudno pokonać lęk, że sobie nie poradzę. Jak bardzo kobieta bywa czasami uzależniona od swojego oprawcy - nie tylko psychicznie, ale jakże często ekonomicznie.

Nie śmiem radzić koleżance, żeby dała sobie spokoj z pijaczyną i sama wychowala swoje dzieci. Nie wiem, co powiedzieć siotrze, która za granicą nie ma obywatelskich praw (nie wzięli ślubu niestety) ani też od pewnego czasu pracy.

Jednocześnie zdaję sobie sprawę, jaką jestem szczęściarą. Stać mnie na wynajęcie mieszkania, zarabiam nie kokosy, ale też nie najnędzniejszą krajową. Mam ciszę, spokój i żadnego zatruwającego życie faceta pod wspólnym dachem. Jestem panią siebie.

6 komentarzy:

  1. Przykre to, co piszesz, ale jest na to jedyna rada: odejść od oprawcy psychicznego czy fizycznego. Niestety, kobiety zawsze się łudzą, że jeszcze będzie dobrze. Ale nie będzie.
    Pozdrawiam niedzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, chyba masz rację, Aniu. Ale z własnego doświadczenia wiem, jaka to trudna decyzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedyne co można zrobić w takiej sytuacji to zwiewać, gdzie pieprz rośnie. Kobiety się boją, że sobie nie poradzą, ale to mit - są silniejsze niż im samym się zdaje. I przyznam, że nie rozumiem jak można tkwić w toksycznym związku. Ale może dlatego, że jestem niezależną kobietą, która nie dałaby sobą pomiatać ani przez 5 minut.
    I gdyby to chodziło o moja siostrę, to zrobiłabym wszystko, aby wyrwać ją z toksycznego układu i pomóc jej stanąć na nogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, wychowałaś się, tak sądzę, w zdrowej rodzinie, masz prawidlowe wzorce i samoocenę. Nie każdy to dostał w posagu. Takie niedowartościowane dziewczyny często źle kończą. Dziś to widzę jak przez szkło powiększające, ale nie zawsze tak było.

      Usuń
  4. Wiesz, jak siostra nie zechce, to do niczego jej nie namówimy. Musi dojrzeć tak jak ja dojrzewałam. Nigdy nie odmówię jej pomocy - ani ja, ani nikt z naszej rodziny. Wiesz, kobiety nie zdają sobie sprawy, ile energii trwonią na przetrwanie w toksycznym związku.

    OdpowiedzUsuń
  5. P.S. Siostra na szczęście stara się coś zmienić, szuka pomocy. Niestety, jest za granicą i nie bardzo jestem w stanie jej pomóc. Dobrego słowa i rady nigdy nie odmawiam, a i kąt dla niej oraz przysłowiowa ciepła strawa zawsze się znajdzie.

    OdpowiedzUsuń