środa, 15 marca 2017

Banalnie

Banalnie popiszę. Dla czystego relaksu.
Banał pierwszy: zafundowałam swoim włosom kurację nawilżającą z oliwki dla niemowląt. Działa, polecam. Opisywane przez kobiety problemy z włosami były dla mnie czystą abstrakcją, ale jak się okazało, do czasu. Cżyżby w zespole Sjoegrena wysychały też włosy?, Oliwka świetnie też pielęgnuje cerę - przynajmniej moją.
Banał drugi; biorę się za pierogi z kaszą gryczaną i serem. Do farszu oczywiście także smażona cebulka. Sto lat nie robiłam pierogów! Tym razem będzie to test nowego urządzenia, które zakupiłąm w PSS-ie, a o którym pisała kiedyś Margarytka. Podobno bardzo przyspiesza i ułatwia pierogową pracę, ale podejrzewam, że posługiwanie się nim wymaga wprawy. Kasza już ugotowana, za chwilę zabieram się za ciąg dalszy.
Kupiłam sobie też termos na rajdy, bo od pewnego czasu nieśmiało "romansuję" z PTTK. Bardzo sobie chwalę tę formę rekreacji i życia towarzyskiego. Mili ludzie, świeże powietrze, wciąż nowe widoki i wreszcie możliwość zwiedzenia paru bliższych i dalszych miejsc. Z braku funduszy moja turystyczna aktywność jest ograniczona, ale daje się uszczknąć coś dla siebie.
Termos jest litrowy, srebrno-zielony, pięknie komponuje się z kolorami mojej kuchni i ceratą w oliwki :)
Nie chwaliłąm się nigdy na blogu, ale nie jest tajemnicą, że od kilku lat choruję na zespół Sjogrena, ktory dość dokuczliwie się objawia ciągłą suchością w ustach. Przyrządzam sobie więc cały termos herbaty z ulubionymi dodatkami (ostatnio pomarańcza i cynamon) i mam zawsze pod ręką coś ciepłęgo do picia.
To był banał trzeci.
Czwarty jest taki, że zachciało mi się ziół w doniczkach. Kilka razy podchodziłam do zagadnienia, ale dopiero doświadczenie i kilka porażek wykazało, że wymagają dość obfitego podlewania. Nareszcie mi się udaje piękna zielona pietruszka, a i mięta rusza się do życia. W pobliskim warzywniaku wypatrzyłam sadzonkę... liści laurowych. Dziś lub jutro będzie moja, o ile nikt mi jej nie sprzątnie. Koniecznie muszę jeszcze nabyć bazylię, którą uwielbiam. Miętę też zamierzam wymienić na mocniejszy w smaku gatunek. Melisa mi się jeszcze marzy i oregano, i... ho, ho! Ale najbardziej cieszy mnie pietruszka, bo zawiera rewelacyjne ilości żelaza, a mnie szpitalne badania wykazały lekką anemię - tak to w tych chorobach bywa.
A ostatni banał jest taki, że dopiłam swoją herbatę i pora brać się za pierogi.
Miłego dnia Wam życzę. Został go jeszcze kawał. (A ja dziś na urlopie z powodu wizyty panów ze Spółdzielni Mieszkaniowej)

Szpiedzy i plotkarze

Znowu dowiedziałam się, że mój blog wpadł w niepowołane oczy. I jak  tu czuć się anonimowo i swobodnie?
Na razie mam to w miejcu, gdzie słonko nie dociera. Będę sobie pisać, co mi się podoba. Jeśli komuś przyjdzie do głowy z tego kpić, to coż... wiem, co wart. A jeśli nie wiem? Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Zdumiewają mnie ludzie, których plotki zajmują. Którzy poświęcają czas i energię na dociekanie, co kto o kim powiedział, co kto powiedział o nich samych, skłóceni przez to z połową ludzkości. Idę swoją drogą i nie zważam na ludzkie języki. Nie tropię pogłosek na swój temat, a jeśli do mnie docierają, często bawią mnie serdecznie. Jak ta, że mam kochanka i przez zażywanie środków antykoncepcyjnych trafiłam jesienią do szpitala. Przecież na takie dictum można tylko ryknąć śmiechem - co też z największą uciechą uczyniłam.

niedziela, 26 lutego 2017

Być sobą.

I znowu nie było mnie tu całe wieki, Niestety laptopy czasami się psują, a z forsą na naprawę bywa różnie.
Mam nadzieję, że będę tu częściej wpadać, choć - powtórzę się - zapał i atmosfera do blogowania już nie te, co dawniej. Kiedyś czułam się bardziej autentyczna, przysporzyło mi to paru przeciwników, ale znacznie więcej osób zjednywało.
Mimo tych "zjednanych" jakoś obawiam się napisać, że np. mam zły nastrój, źle się czuję itd. To takie normalne, ludzkie i chciałabym, aby tak właśnie to traktowano. Nie trzeba mi kazań typu: "Przestań się na sobą użalać". Sprawiają, że czuję się gorzej, przysparzają mi poczucia winy, że nie jestem "dzielna" i "na przekór burzom".
Moja codzienność, jak każdego, jest zmienna, dlatego zresztą zatytułowałam blog tak, a nie inaczej. Jest to dla mnie zupełnie oczywiste. Daję sobie prawo do tysiąca barw w moim życiu. Daję sobie prawo do narzekania, że mnie ociera but, że moje dziecko sprawiło mi dzisiaj przykrość, że ciśnienie mi spadło i dopadła mnie chandra. To nie znaczy, że nie mam dystansu do swoich czasami zbyt rozhuśtanych emocji. O radości nie zapominam, jest jej w moim życiu więcej niż smutków, bo mam ten cudowny dar, że cenię drobiazgi.
Więc, gdy zacznę kwękać, nie przejmujcie się tym, proszę, zanadto i nie traktujcie tego zbyt poważnie. Chcę być sobą na blogu.