A jednak coś wygrałam.
Mój syn przez niemal miesiąc pobytu u mnie przekonał się, że u mamy jest dobrze. Że mama się troszczy i kocha. Nasza relacja kwitnie!
Misiek przychodzi do mnie bez proszenia i zachęcania, z własnej inicjatywy, chce u mnie odrabiać lekcje. Dzięki temu moja codzienność stała się łatwiejsza, mogę więcej czasu i uwagi poświęcić sprawom domowym, a nie jak wcześniej gnać do niego w odwiedziny, a dopiero potem brać się za własne gospodarstwo. Dziś przygotowywałam obiad, a synek przy kuchennym stole ćwiczył działania na ułamkach (przy okazji i ja powtórzyłam sobie sprowadzanie do wspólnego mianownika) i czytał na głos "Anię z Zielonego Wzgórza" - lekturę szkolną.
Misiek stał się dla mnie miły, uprzejmy i grzeczny, a mnie to tak cieszy, cieszy, cieszy!
Nie ma jak u mamy...sprawdzają się słowa piosenki
OdpowiedzUsuńOj, tak! Też uwielbiam wpadać do mojej Mamy w odwiedziny.
Usuń