sobota, 3 grudnia 2016

Miła sobota

Obijam się :) Południe zastaje mnie w szlafroku. Gdy jest ze mną syn, mobilizuję się znacznie bardziej, a samotność sprzyja rozprzężeniu. Bywa to jednak bardzo przyjemne. Tylko zżyma się czasem człowiek, że tyle mógł zdziałać do południa, a nie zdziałał.
Właśnie przed chwilą Misiek przywołał mnie do porządku. Wpadł z kolegą, nanieśli błota, narobili szumu. "Mama, o której idziemy na basen i kebsy? (kebaby - przyp. autora)". Obiecałam im to kilka dni temu, zatem należy słowa dotrzymać. Umówiliśmy się na szesnastą. Kolega też idzie z nami pod warunkiem, że weźmie pieniądze od swojej mamy. Dwa czy trzy razy zafundowałam mu ciastko, bo nie wypadało przecież, żeby Misiek jadł sam, ale na sponsorowanie cudzych dzieci mnie nie stać. Pora jest zimowa, więc trzeba będzie po pływaniu ogrzać się i wysuszyć w przybasenowym barze.
Na niedzielny obiad będę wieczorem gotować flaki wedługo przepisu Margarytki. Narobiła mi apetytu na swoim blogu i przypomniała, że całe wieki nie jadłam tego dania. Zrobię "full wypas", z wołowiną, którą z powodu ceny jadam rzadko.
Dzisiaj natomiast potrawa biednych ludzi, o "wdzięcznej" nazwie: psiocha. Wyszperałam przepis w internecie i zaciekawił mnie. Są to ziemniaki ugotowane i zaprażone z mąką, znane też jako "kluchy połom bite". Ubija się to wszystko razem za pomocą tłuczka i podaje z kubkiem mleka lub maślanki, z dodatkiem smażonej cebuli albo skwarków. Ja wybrałam wersję postną, z cebulką. Dziś będę je odsmażać na patelni, podobno wtedy są jeszcze smaczniejsze.
Wyłączam więc laptopa, wyskakuję ze szlafroka i pędzę na flakowe zakupy do Biedronki. Potem jakieś latanie ze ścierką po domu, a po południu prezentowanie swoich wdzięków na basenie ; podobno figurę mam niezłą :)
W mijającym tygodniu dzwoniła dawno niewidziana koleżanka z propozycją wypadu na jakąś kawę, więc może czeka mnie towarzyski wieczór.
Zapowiada się miła sobota.
Dobre sobie, już połowa za mną, ale niezaprzeczalnie równie przyjemna.

4 komentarze:

  1. Widzę, że eksperymentujesz z szatą graficzną bloga.
    A co to, tatuś znów baluje, że syn jest u Ciebie?
    Nigdy nie jadłam flaków, bo sama nazwa mnie odstrasza, tej potrawy z ziemniaków również, choć nie dam głowy, czy czasami tego nie gotowała moja mama.
    Baw się dobrze na basenie!
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja mama przejęła nazwę "psiochy" od pewnej znajomej kucharki z Polesia Lubelskiego. Przyrządzała to danie, ale nieco inaczej niż ja. Gotowane ziemniaki zagniatała z mąką i jajkiem, po czym formowała z nich placki i smażyła jak kotlety. Bardzo to lubiłam. "Moją" psiochę robi się jeszcze prościej - po prostu potrawa dla leniwych (albo mających mało czasu). Potwierdzam, żę po odsmażeniu najlepsza, apetycznie przyrumieniona. Następnym razem zjem ze śmietaną jak za dziecinnych lat.
    Mój były na razie nie baluje, ale i tak syn przełamał niechęć do bywania u mnie w domu, wręcz chętnie sam mnie odwiedza.
    Buziaczki znad talerza flaczków. Wyszły przepyszne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja babcia robiła taką potrawę pod nazwą ,,prażucha,,.Próbowałam też zrobić,ale to nie ten smak z dzieciństwa/

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja mama też inaczej przyrządzała tę potrawę, ale jednak przywołałam wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń