środa, 16 marca 2016

Meteoropatia

Jestem dość optymistyczną osobą, jednak przez całe życie dokucza mi huśtawka nastrojów. Kiedyś poddawałam im się bezwolnie, potem z nimi walczyłam, strofowałam siebie i złościłam się na własne słabości. Dopiero niedawno nauczyłam się rozumieć je i nie walczyć z nimi, lecz współpracować.

Poddałam się samoobserwacji i zauważyłam, że ogromnie jestem wrażliwa na pogodę. Gdy nadchodzi niż, staję się nie tylko senna, ale i przygnębiona, potwornie zmęczona. Zastanawiałam się, skąd aż taka wrażliwość, aż wreszcie olśniło mnie.

Przecież choruję przewlekle na chorobę układu nerwowego. Przecież ucierpiał mój mózg (jakkolwiek by się to nie kojarzyło). Jeśli moją koleżankę-reumatyczkę bolą przed deszczem wszystkie kości, a kolega odczuwa swoją dawno zagojoną bliznę na kolanie, dlaczego nie miałby na pogodę reagować mój system nerwowy? Przecież to taka sama część mnie jak każda inna. Nic dziwnego, że depresja się mnie wtedy czepia.

Od kiedy przestałam temu zaprzeczać, jest mi łatwiej. Łatwiej też wytłumaczyć otoczeniu, że źle się czuję z powodu kiepskiej aury. Pozwalam sobie w te dni na zwolnienie tempa, odpoczynek, nicnierobienie, jeśli mogę. Nie zmuszam się do zajęć, które mogą poczekać i nie odczuwam już wyrzutów sumienia, że rozpaczliwie potrzebuję choćby pół godziny się zdrzemnąć. To normalne i ludzkie, a pewne jest też, że przeminie, gdy zaświeci słońce. A gdy chce mi się płakać z byle powodu (przeważnie ze złości na ten stan rzeczy), zastanawiam się, w jaki sposób mogłabym poprawić sobie samopoczucie. Może drzemka? Może miły wieczór przy dobrej muzyce i filiżance czekolady? Możliwości na szczęście istnieją.

Dziś miałam niezły dzień, ale przez dwa ostatnie "umierałam". Zaczęłam odczuwać dolegliwości, zanim jeszcze spadł śnieg, nie znając prognozy pogody.

Powinni mnie w meteorologii zatrudnić.

3 komentarze:

  1. Marto, kiedyś sobie żartowałam, że moja mama odczuwa w kościach deszcz, gdy jeszcze jest oddalony o sto kilometrów. Teraz mogę to samo powiedzieć o sobie.
    Rano w telewizji najbardziej interesuje mnie nie tyle temperatura, ile ciśnienie. Jeszcze niedawno było 1020hPa, a teraz z dnia na dzień zrobiło się 990 hPa i ledwo się poruszam.
    Niestety, trzeba się z tym pogodzić, choć bardzo trudno.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, Aniu, trzeba umieć to przyjąć. Jeszcze się poskarżę, że w ostatnich tygodniach "coś" wlazło mi w duży palec u nogi i wieczorami tak wierci, że trudno to zignorować. Na szczeście mija, ale jeśli się nasili, to będzie potrzebny lekarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S. Melduję, że wreszcie Cię posłuchałam i udało mi się dokonać zmian na blogu.

    OdpowiedzUsuń