środa, 23 listopada 2016

O synu, pustyni w portfelu i płaszczu za 5 złotych

Dałam wczoraj tzw. plamę jako matka. Zdarza się w najlepszych rodzinach, niestety.
Skorzystałąm z zaproszenia sąsiadki na wieczorne ploteczki. Syn dostał kolację, pościeliłam mu łóżko, poinformowałam, że będę blisko i że może nawet po mnie przyjść, jeśli mnie będzie potrzebował. Upewniłam się, że nie będzie bał się sam zasypiać.
Pogawędziłyśmy sobie do późna. Po powrocie do domu okazało się, że Misiek czuwał i czekał ; nie taki jednak ten mój syn duży, jak czasem demonstruje. Obiecałam sobie i jemu, że więcej takiego wyjścia nie powtórzę, a raczej zaproszę sąsiadkę do siebie.
Dziś za krótki sen dawał o sobie znać całe popołudnie. Misiek był krzykliwy, rozdrażniony i nieznośny. Uspokoił się dopiero, gdy zdesperowana oświadczyłam że wychodzę z tego domu.
Wieczór wydawał mi się dzisiaj długi i męczący. Na szczęście Misiek zasnął wcześnie i mogę wreszcie odpocząć przy dzwiękach Starego Dobrego Małżeństwa - muzyki mojej młodości, niezapomnianych szkolnych i młodzieńczych czasów.
W portfelu mam dramatyczną pustkę - efekt niespodziewanych wydatków: lekarstwa, nadprogramowy pobyt syna u mnie (tatuś dużo w tym miesiącu wyjeżdżał, a grosza na dziecko poskąpił), potrącono mi też z wypłaty za pobyt na zwolnieniu lekarskim. Listopad był bardzo trudny, ale dumna jestem, że dałam radę. Nowa wypłata pojutrze, jakoś te dwa dni przeżyję na zapasie kaszy gryczanej
Pustynia w portfelu nie powstrzymała mnie jednak przed zakupem... palta za jedyne pięć złotych! Już od pewnego czasu marzył mi się płaszczyk do kolan, w jakimś stonowanym kolorze. Nie przepadam za kurtkami w rodzaju ortalionowych, choć obie moje zimowe są wygodne i zgrabne. Wolę bardziej elegancki flausz. Toteż przedwczoraj, gdy wstąpiłam od niechcenia do szmateksu i zobaczyłam przeceniony z 60 zł. na pół tej kwoty płaszcz, pożałowałam, że nawet na to nie mogę sobie pozwolić. Zaraz jednak przypomniałam sobie o wtorkowej wyprzedaży za przysłowiową złotówkę. Postanowiłam rano zajrzeć i sprawdzić, czy płaszcz będzie na mnie czekał.
Był! Czekał i okazał się być w zupełnie dobrym stanie. Mam zamiar wyprać go sama w pralce nastawionej na pranie ręczne i w niskiej temperaturze. Zasięgnęłam rady na jakimś internetowym forum, gdzie kobiety radzą, jak to zrobić. Podobno jest to zupełnie wykonalne. Zawsze to oszczędność na pralni chemicznej. Myślę, że moje nowe okrycie sprawdzi się w zimne dni, bo zawiera 70% wełny. Koloru jest czarnego, więc pasuje do każdego szalika i czapki.
Będę "aligancka i ze szykiem"!

2 komentarze:

  1. Ja też kilka dni temu kupiłam w ciuchlandzie kurtkę, za którą "chodziłam" ubiegłej jesieni po sklepach, ale nie chciało mi się wydać ponad 200 zł na kurtkę, której potrzebowałam generalnie na rowerowe eskapady do sklepu itp. I nagle w ciuchlandzie dorwałam taką o jaką mi chodziło za całe 15 zł :) Uwielbiam polowania w takich "sklepach" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakupy w "takich sklepach" mają posmak przygody, który i ja uwielbiam.
    Płaszcz dzielnie zniósł pranie w pralce automatycznej.

    OdpowiedzUsuń