Troski i zmienne nastroje nie wyprały mnie z poczucia humoru. Wczoraj koleżanka, po wysłuchaniu pewnej mojej historyjki, stwierdziła, że mają ze mną w pracy niezły kabaret.
Bo zmiany nastrojów to tylko jedna moja twarz. Druga chętna jest do żartów, także z samej siebie.
Przedwczoraj koleżanka z pracy opowiadała, jak jej znajoma, rozwódka szukała męża. Z pierwszym rozstała się, ponieważ był dla niej bardzo niedobry, znęcał się psychicznie, pił. Drugi miał być więc porządny - nie pijak, nie lovelas, nie poszukiwacz przygód. Miał być też gotowy na zawarcie małżeństwa. Nic dziwnego, że poszukiwania były trudne.
Kobieta ta próbowała szukać szczęścia przez internet, zdarzyło jej się spotkać kogoś w sanatorium - niestety, żaden pan nie spełniał jej oczekiwań.Wreszcie poddała się, odpuściła - i wtedy właśnie los ją zaskoczył. Swojego drugiego męża poznała w zupełnie niespodziewanym miejscu i czasie: w kolejce do lekarza.
Lusinej (zmieniam imiona) opowieści wysłuchałyśmy z sympatią i aprobatą, wymieniłyśmy uwagi, jakie to życie bywa przewrotne i jak to nie ma sensu szukać szczęścia na siłę - i nagle zapiałam z uciechy:
- Dziewczyny! A ja dzisiaj do psychiatry się wybieram (koleżanki z grubsza znają moją sprawę)! Ciekawa jestem, kogo poznam w kolejce!
Na drugi dzień koleżanki nakazały mi się bacznie przyglądać oczekującym pod gabinetem swojej kolei, a i o panu psychiatrze nie zapomnieć.
Patrzyłam przeto uważnie.
Pan po pięćdziesiątce: sumiaste wąsy, zmęczone oblicze, ubrany nieciekawie - odpada ;
pan przybyły z kimś do towarzystwa, chyba z matką: wszędzie go pełno, nie usiedzi, z wyglądu zupełnie zwyczajny, nie najgorszy, ale jak tu z takim pogadać, skoro ciągle lata;
pan przybyły jako ostatni: jakiś taki skromny - noga na nogę, siedzi prawie w kącie, na kolanie położył czapkę. Mimo skromności robi sympatyczne wrażenie, bo nie wygląda na zalęknionego. Wiek słuszny, ale jeszcze nie dziadek. Brunet dość mocno już posiwiały. W młodości był chyba całkiem-całkiem. Lubię brunetów... :D
Wreszcie pan psychiatra: koło piędziesiątki, może trochę mniej. Chyba zmęczony. Konkretny, ale sympatyczny. Życzliwy, choć bez słów. I bez obrączki na palcu...
Rezultat? Jakem była singlem, tak singlem do pracy powróciłam. Ale ile było przy tym śmiechu i zabawy!
P.S. Opinia od psychiatry: "Nie wymaga leczenia psychiatrcznego". Niemniej neurologa należy odwiedzać częściej niż do tej pory mi się zdarzało. (Dopisek z dn. 25III2016 r.)
Marto, mój mąż nigdy nie nosił obrączki, więc nie myśl, że jeśli chłop jest niezaobrączkowany, to może być wolny.
OdpowiedzUsuńNa męża natrafia się przypadkowo, sam się znajdzie bez szukania.
Życzę sympatycznego tygodnia.
Aniu, moi rodzice bardzo wcześnie sprzedali swoje obrączki, gdy brakowało pieniędzy, a mimo to byli bardzo udanym małżeństwem. Twój pogląd na szukanie męża w pełni podzielam, to był tylko żart z tym przyglądaniem się facetom :-)
OdpowiedzUsuńO ile sobie przypominam, to mój tatuś też nigdy nie nosił obrączki. Ja mam chyba trzy złote i dwie srebrne i noszę tylko te dwie srebrne.
UsuńWiem, że tylko sobie żartowałaś, bo o tym świadczy nawet tytuł postu.
Widzę, że nie masz czasu na uzupełnienie bloga, a do tego wystarczy tylko kilka minut.
Miłej niedzieli.
P.S. Brak obrączki na palcu to też stary jak świat chwyt żonatych podrywaczy.
OdpowiedzUsuńTacy podrywacze nie powinni się opalać z obrączką na palcu, bo potem biel skóry ich zdradzi.
UsuńDziękuję, że mogę Cię znowu czytać...
OdpowiedzUsuńWiesz, chyba rzeczywiście tak jest, że kiedy się nie czeka, nie szuka, sama przychodzi ta miłość. Tak było ze mną i z M. Wszystkiego dobrego...
Miłość między Tobą i M. jest tak ładnie przez Ciebie opisywana, że aż zazdroszczę. Podzielam jednak w pełni pogląd, że wtedy się znajduje, gdy się nie szuka. Na pewno warto wyjść do ludzi, otworzyć się na nich, ale nic na siłę. Szukając desperacko wpada się często z deszczu pod rynnę, a nawet jeśli nie, narażamy się na mnóstwo frustracji. Mam wokół mnóstwo na to przykładów.
UsuńWiesz jak to jest, czasem szczęściu warto trochę pomóc, ale nic na siłę :-) Mój mąż sam się znalazł, choć ja go wcale nie szukałam.
OdpowiedzUsuńA z obrączkami to różnie bywa - np. mój tata nigdy swojej obrączki nie ściąga (poza badaniami RTG, gdzie po prostu musiał ją zdjąć na chwilę) i tak od 50 lat ją nosi każdego dnia. Natomiast moja mama zakłada obrączkę tylko gdy wychodzi z domu (kiedyś do pracy, teraz od święta).
Asiu, "coś" mi zjadło początek postu i to nieco zmieniło jego sens. Zamierzałam opisać, jak zażartowałam z pewnej sytuacji i samej siebie. Ogromnie mnie rozbawiła "perspektywa" poszukiwan męza w kolejce do psychiatry. Za nic nie chciałabym kpić z ludzi chorych psychicznie, ale przyznać trzeba, że gabinet ten budzi skojarzenia i kontrowersje.
UsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam, że nie warto męża szukać na siłę, choć przyznam się tu do paru internetowych znajomości, kiedy to dałam się po prostu zaczepić. Zostało mi z tego parę miłych wspomnień i sympatycznych, niezobowiązujących znajomości. Nie odrzucam nikogo, jeśli jest miły, kulturalny i mądry. Dobre koleżeństwo i przyjaźń cenię nie mniej niż miłość.