Chwytam się każdej, najmniejszej radości. Smakuję chwile jak kiedyś Chustka. A jednak nie zawsze skutkuje. Przychodzi chwila, gdy życie boli i męczy.
Od wczoraj nie mam siły na nic. Jestem niemożliwie ospała, zmęczona, zniechęcona. To rodzi niezadowolenie z siebie i wszystkiego innego. W domu pusto bez syna ; bez niego nawet na blogu nie bardzo mam o czym pisać. Szanuję miłość M. do ojca, z którym się rozstałam, bo nie dało się razem żyć, ale tęsknię - czasami tak bardzo, że mało nie oszaleję. Chciałabym mieć M. cały czas przy sobie, nawet za cenę zmęczenia i braku czasu dla siebie.
Stale podkreślam niezaprzeczalne zalety wolnego stanu. Z pewnością jest to stan lepszy niż toksyczna relacja, a jednak chciałabym czasem poczuć czyjeś wsparcie, usłyszeć ciepłe słowo, przytulić się do kogoś, gdy mi smutno.
W chwilach podobnych do obecnej czuję się jak adresat wiersza Tuwima i marzę, by ktoś mi tak jak on powiedział:
"Człowieku dźwigający,
Usiądź ze mną.
Pomilczymy, popatrzymy
W tę noc ciemną.
Zdejm ze siebie
Kufer dębowy
I odpocznij.
W ciemną noc wlepimy razem
Ludzkie oczy.
Mówić trudno. Nosza ciężka.
Chleb kamienny.
Mówić na nic. Dwa kamienie
W nocy ciemnej."
/Julian Tuwim: "Ciemna noc"/
Wiesz, Twój syn kiedyś Ci podziękuje za to, że nie próbowałaś go zniechęcić do ojca... Szkoda tylko, że ojciec zachowuje się tak nieładnie wobec Ciebie...
OdpowiedzUsuńAle masz rację, lepiej żyć samemu niż w toksycznym związku - ja zawsze mówiłam, że albo będę z kimś naprawdę fajnym albo będę sama... Długo byłam sama, ale dziś mam najlepszego męża pod słońcem i nie żałuję ani dnia bycia singlem :-)
Wierzę Martuś, że los się do Ciebie uśmiechnie i spotkasz jeszcze w życiu kogoś, z kim będzie Ci po drodze. W związku też może być wolność, też można wyjść na ploty z koleżanką czy na basen - wszystko jest kwestią szacunku dla drugiego człowieka.
Asiu, dzięki za wiarę i słowa otuchy. Pracuję nad sobą i nad tym, by cieszyć się życiem mimo wszystko - czy w związku, czy bez, choć przyznam, że po prawie dziesięciu latach rodzinnego życia niełatwo się przestawić. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że nigdy dotychczas nie mieszkałam sama. Najpierw byli rodzice i dość liczne rodzeństwo, potem internat, stancja. Niemal natychmiast po wyjeździe mamy za granicę zaczął u mnie bywać późniejszy mąż i spędzać ze mną sporo czasu. Samotność po latach przebywania w towarzystwie była bardzo trudna, a wydawało mi się, że takie życie nie jest mi straszne.
OdpowiedzUsuńCoraz pewniej jednak stoję na własnych nogach, wydeptuję swoje ścieżki, oswajam własne nowe zwyczaje. Nawety gdy płakałam w tych swoich pustych ścianach, wiedziałam, że w poprzednią relację nie wrócę. Jeśli będzie drugi związek, to tak jak piszesz: albo z kimś fajnym, albo... z samą sobą.