Na basenie
Nic właściwie specjalnego - ot, chwilka przy laptopie, zerknięcie, co nowego na blogu i chętka wystukania paru słów.
Wróciłam z synkiem z pływalni. Choć tory dla pływaków były dziś gęsto oblegane i nie popływałam za wiele, i tak czuję się odprężona i zadowolona. Cieszę się, że tak miło i pożytecznie spędziłam czas z własnym dzieckiem.
Pływalnia miejska oprócz miejsc do pływania udostępnia też inne atrakcje: tzw. dziką rzekę, której prąd porywa i niesie amatorów wodnej przygody, bicze wodne oraz jaccuzi - mały basen z "bąbelkami". Właśnie w jaccuzi przysiadł się do mnie mężczyzna mniej więcej w moim wieku. Coś tam do niego zagadnęłam, a on do mnie... że my się znamy.
Kolega brata z jednej klasy podstawówki! Do tej samej szkoły chodziłam i ja, byłam o trzy klasy wyżej i dobrze L. pamiętam. Nie widziałam go chyba ze 20 lat, więc nic dziwnego, że nie poznałam.
Ależ wyrośliśmy i dziećmi obrośli! L. ma dwoje dzieci, przedstawił mi swojego czternastoletniego syna, a ja jemu moją moją dziecioletnią (syn nie omieszkał poprawić, że już jedenastoletnią) pociechę.
Nie omieszkałam wykorzystać mojego znajomego i poprosić o podwiezienie do domu, gdyż było mu po drodze. Dzięki temu zaoszczędziłam na taksówce, choć przygotowana byłam na ten wydatek. Pod koniec lutego lepiej nie ryzykować spacerów po mieście tuż po kąpieli.
Powspominaliśmy po drodze starych znajomych, L. prosił o pozdrowienie mojego brata, a ja sobie znowu po tym spotkaniu uświadamiam, że mam całkiem fajne i wcale nie samotne życie. Zamiast widywać się ze snobką Zośką zamierzam częściej bywać na basenie z moim synem. Moje dziecko bardzo, bardzo to lubi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz