Wizerunek
Czas jakoś mnie ostatnio goni i nie mam kiedy spokojnie usiąść przed laptopem. Tyle się dzieje, tyle umyka.
Często wychodzę z domu, spotykam się ze znajomymi, bywam na kulturalnych imprezach w mieście. Takie są uroki życia singla z odzysku. Takie są uroki życia matki, której syn ma dwa domy, a więc nie zawsze jest przy matce. Tęskni się, ale i czerpie z tego pewne korzyści, bo chyba lepsze to niż użalanie się w kącie nad swoim losem. Zresztą, gdy syn jest ze mną, wcale nie jestem mniej zajęta, a wręcz przeciwnie.
W miniony piątek byłam na imprezie organizowanej przez stowarzyszenie zajmujące się tradycyjną i ludową muzyką. Były to tzw. Ostatki.
Impreza miała bardzo kameralny charakter, przybyło niewiele osób. Mnie nie udało się namówić nikogo ze znajomych, ale uznałam, że w domu zawsze zdążę się nasiedzieć i udałam się do uroczej knajpki w pojedynkę.
Trema zjadała mnie okrutnie, gdyż nie spotkałam nikogo z bliższych znajomych. Wahałam się, czy już wyjść, czy jeszcze poczekać - i opłaciło się, bo zauważyłam pewnego pana, który bywa często w naszej bibliotece. Miałam z kim pogawędzić i poczułam się znacznie pewniej. Potem nadarzyła się okazja do tańca w parach i w grupie.
Patrzyłam z zachwytem i zazdrością na niektórych tancerzy wywijających oberki i poleczki. Mnie uszkodzony zmysł równowagi nie pozwala cieszyć się tańcem tak, jakby chciała - a chęci mam ogromne. Boli mnie to i krępuje, bo przecież od kobiety oczekuje się gracji. Nauczyłam się jednak pewnego dystansu i otwartości - mówię partnerom wprost, jaki mam problem i proszę o "łagodne traktowanie". Tak więc w kącie nie siedziałam
...A dziś z rana polemika z koleżanką. Dzwoni Zosia (imię zmieniam) i oznajmia: widziałam cię na zdjęciach w lokalnej prasie. Nie wstydziłaś się z takimi starymi dziadkami tańczyć? Dobrze, że się z tobą nie wybrałam". Wyraziłam zdziwienie ; towarzystwo było w różnym wieku i bawiliśmy się wszyscy razem. "Wiesz, ja jestem osobą publiczną i dbam o swój wizerunek. Nie chciałabym, żeby mnie ktoś tak zobaczył".
Zosię lubię, jest dobrą kobietą, ale ta jej wypowiedź zniesmaczyła mnie.
Wizerunek? Kojarzy mi się to z czymś sztucznym, wykreowanym i nieautentycznym. Zalatuje wstrętnym snobizmem. Znacznie bardziej cenię opinię, na którą zapracowujemy sobie robiąc po prostu swoje, mimochodem.
Cenię ludzi, którzy nie boją się pobrudzić sobie rąk i nie wstydzą się publicznie pomóc wstać przewróconemu na schodach pijakowi. Nie jest mi bliskie trzęsienie się nad swoim - pożal się Boże - wizerunkiem. Guzik mnie obchodzi, co kto o mnie pomyśli, jeżeli postępuję zgodnie z własnymi wartościami, jestem, lub przynajmniej staram się być porządnym, uczciwym i nie najgorszym człowiekiem.
Aż mnie jęzor świerzbiał, żeby się z Zośką nieco pokłócić, ale dałam spokój. Jeszcze będzie okazja.
Nietolerancja jak się okazuje ma rożne oblicza :) Super Marto, że po prostu żyjesz i spotykasz się z ludźmi. Bycie samemu nie oznacza wyboru samotności. Trzymam kciuki za ciebie :)
OdpowiedzUsuńAgpelo, nic dodać,nic ująć. Za kciuki i życzliwość jestem wdzięczna.
UsuńNo widzisz, życie singla nie musi kojarzyć się z samotnością.
OdpowiedzUsuńTwoja znajoma to zwykła nietolerancyjna osoba, której przeszkadzają ludzie inni niż ona sobie wyobraża.
A wizerunek? Cóż, trzeba sobie na niego zapracować.
Serdecznie pozdrawiam.
P.S. Zajmij się prawą stroną swojego bloga, po prostu włącz brakujące rubryki. To tylko minuta roboty.
No, właśnie. Jak się robi swoje i robi się to dobrze, będąc przy tym dobrym człowiekiem, to wizerunek przychodzi sam. Sama nie uważam się za ósmy cud świata, ale przekonałam się, że wiele osób mnie ceni i szanuje, i zaskakująco dobrze o mnie myśli. Aż się nieraz dziwię, czym sobie zasłużyłam.
Usuń