niedziela, 11 grudnia 2016

O herbacie, zakupach i sikorkach

U kolegi z pracy podpatrzyłam herbatę z plastrami pomarańczy zamiast cytryny. Kolega w ogóle słynie u nas ze swojego kulinarnego kunsztu, jego śniadania to małe dzieła sztuki, bo nie dość, że jest smakoszem (nawet przez to smakoszostwo musiał się wziąć za odchudzanie, zresztą z pełnym sukcesem), to podaje swoje dania z prawdziwym artyzmem. Misternie pokrojone, "fikuśnie" poukładane na talerzu - tylko oczami jeść.
Popijam zatem tę moją pomarańczową herbatę. Dodałam jeszcze odrobinę utłuczonych w moździerzu goździków i ciut-ciut cukru, aby tylko złagodzić i wysubtelnić smak.
Jestem ogromnie zadowolona z wczorajszego dnia. Spędziłam go w najlepszej komitywie z moim synem. Zabrałam "młodego" na zakupy. Postanowiłam nie oglądać się na innych, a konkretnie na ojca dziecka. Mały potrzebował na zimę kaleson i porządnego szalika, brakowało mu też przyborów szkolnych, Zakupiłam zatem, pobrałam faktury i paragony, a małego zapewniłam, że jeśli znowu "posieje" szalik, wyrwę mu po jednym wszystkie włosy z łepetyny. Roztrzepany bowiem ten mój synek jak... mamusia.
Rękawiczkami - pięknymi, ortalionowymi, idealnymi na śnieżne potyczki z kolegami uszczęśliwiła nas sąsiadka. Wspomniałam o planowanych zakupach, a ta podeszła do szafy i wręczyła podarunek. Dorzuciła jeszcze czekoladę "od Mikołaja. Ucieszyłam się tak, jakby to dla mnie przeznaczony był prezent.
I jak tu nie wierzyć w ludzką życzliwość? Niedawno wdałam się na ten temat w dyskusję z koleżankami i te nie mogły sobie przypomnieć żadnych przykładów z własnego życia (okazało się potem, że nie szukały drobiazgów). Mnie spotyka jej wiele i często.
Zauważyłam niedawno, że w moje okno zaglądają sikorki. Zachwyciły Misia żółte brzuszki, a mnie przypomniały się atrakcje z własnego dzieciństwa. Słoninka dla małych biesiadników była nieodłącznym elementem zimy. Mogłam godzinami podglądać zwinnych łakomczuchów. Niech i syn doświadczy tej przyjemności. Słoninka zawiśnie na zaokiennej... suszarce do ubrań, której zimą i tak prawie nie używam.
Obiecuję sikorkowe fotki na blogu, jeśli tylko uda mi się naprawić uszkodzony telefon (dotykowy - co za diabelski wynalazek! obchodzić się z tym trzeba jak z jajkiem!).

5 komentarzy:

  1. Zachęcająco wygląda tak perspektywa herbatki z pomarańczem chyba też się skuszę,tylko najpierw muszę go kupić
    U nas takie zdolności do gubienia ma mój mąż,cgociaż ja ostatnio też [posiałam jedną rękawiczkę,zosttała,druga z małą dziurką..i bardzo dobrze,bo w końcu mogłam sobie kupić nowe ,udało się wypatrzyć skórkowe z ciucholandzie....Myślę,że nie zastanawiamy się ile dobrego otrzymujemy od innych,nie zwracamy uwagi na drobiazgi,które przecież powinny się bardzo liczyć,bo z nich składa się nasze życie i nasze przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od dawna mnie uczyli mądrzy znajomi i literatura, jak ważne są w życiu drobiazgi. Że gonimy za wielkimi wrażeniami, nie doceniając codzienności. Cieszę się, że dane jest mi to rozumieć.
      Herbata z pomarańczą o wiele bardziej przypadła mi do gustu niż z cytryną, choć i tę lubię. Próbowałam też z korzeniem imbiru i bardzo polecam.

      Usuń
  2. Bardzo dobrze, że wzięłaś paragony, bo to jest niezbędne wtedy, gdy ojciec nie dba o syna, lecz tylko o własne przyjemności.
    Twoja herbatka z pomarańczą przypomniała mi moją młodszą siostrę, która zawsze do gorącej herbaty wrzucała cienkie plasterki jabłka.
    Nie wieszam słoninki na balkonie, bo i tak zjadłyby ją wielkie ptaszyska, których pełno jest na moim osiedlu. Ja potem musiałabym sprzątać balkon i zmywać poręcz.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuję z tymi jabłkami - do tego prosi się jeszcze cynamon. Bardzo lubię takie urozmaicone herbaty, zwłaszcza że z powodu suchości w ustach piję sporo płynów.
      W poprzednich miejscach zamieszkania też mogłam tylko pomarzyć o słonince. Pod balkon męza zlatywaly się zawsze ogromne gawrony, do mieszkania u pana W. ptaszki nie zaglądały, bo balkon wychodził na jedną z najruchliwszych ulic miasta, a teraz mieszkam na spokojnym, zielonym osiedlu, gdzie z radością odnotowałam wizytę żółtych brzuszków. Muszę tylko wykombinować jakiś wieszak na słoninkę, bo panowie wymieniający okna, zdjęli mi suszarkę.
      Pozdrawiam ciepło w dzień słoneczny i piękny, ale taki sobie pod względem samopoczucia.

      Usuń
    2. P.S. A mały posiał szalik. Zamorduję! :)

      Usuń